Autorka artykułu wyraźnie stawia
żony/partnerki w roli ofiary, co dla owych może być całkiem
wygodne. Powtórzę za Mateuszem Grzesiakiem - jednym z najlepszych
coach'ów, jakich znam - "związek się robi", co oznacza,
że...
każda osoba tworząca związek jest za jego stan odpowiedzialna.
Jedynym zwolnieniem od odpowiedzialności jest jakiekolwiek
uzależnienie partnera/męża czy żony/partnerki, co z kolei
absolutnie nie zwalnia od podjęcia terapii obojga partnerów :)
Sama jestem po rozwodzie już od wielu
lat. Rozwiodłam się dopiero po własnej terapii dla
współuzależnionych... Jednak długo jeszcze żyłam w ROLI OFIARY,
bo tak mi było wygodnie, czerpiąc współczucie, uwagę innych
ludzi, którzy łatwo ulegają manipulacji. Tak, rola
ofiary, to manipulacja, dająca korzyści nie wprost..
Kiedy uświadomimy sobie rolę, jaką
pełnimy w związku, wtedy możemy dokonać wyboru - Kim chcę tu
być? Jakim wkładem mogę być dla partnera/partnerki? Czy ten
związek jest dla mnie wkładem? Co tu jeszcze jest możliwe? - to
możliwość wyjścia z roli ofiary i wzięcie odpowiedzialności za
siebie i swoje życie. Bo to ode mnie zależy a nie od partnera...
Prawda, czy to wybieram?
Kiedy jesteśmy w roli ofiary?
Wtedy gdy:
1. nie mamy własnego zdania...
2. manipulujemy - powodujemy poczucie
winy
3. oczekujemy nieustannej gotowości do
wyręczania nas z czynności, które sami możemy załatwić (
tłumacząc się, ze to należy do "obowiązków partnera, a
tamto należy do partnerki). Dzisiaj zamiast czekać, aż partner
udrożni zapchane rury możesz kupić "Kreta" i sama to
zrobić - nie jesteś aż tak bezradna. Zależności "uwiązują",
a nie tworzą związek. On w tym czasie zarabia kasę na "Kreta"
:) Zresztą ty też najczęściej pracujesz, więc sama możesz sobie
zarobić na coś, a za usługę zapłacić...
4. Często związki funkcjonują
jeszcze, wg. polskiej "tradycji" na zasadach zakładu
usługowo-handlowego !!! Prowadzimy taki handel wymienny: ty
wniesiesz meble, dasz pieniądze, kupisz sukienkę, itd..., a ja
ofiaruję ci seks... Bardzo często kobiety, wiedząc, że dla
mężczyzny seks jest bardzo ważny manipulują seksem, który na
początku radością, a teraz stał się przykrym obowiązkiem, bo w
końcu "wytresowany mężczyzna" (niczym wytresowane
zwierzę) oczekuje "nagrody", za wykonanie zadania... (też
tak robiłam!!!)
Należy też dodać, ze to ofiary w
"całej, swojej dobroci" pociągają za sznurki...
Manipulacja bycia ofiarą jest tez przemocą, zwłaszcza jeśli
wywołuje poczucie winy. Wcale nie trzeba bić, żeby skatować kogoś
emocjonalnie. Na tym właśnie polega mobbing. I tu najczęściej to
takiego sposobu spełniania oczekiwań odwołują się mężczyźni:
"jak nie będziesz ze mną sypiać, to odejdę...(najczęściej
do innej) i w konsekwencji i tak odchodzi. Koło się zamyka, bo
uprawianie seksu pod presją hamuje ochotę na seks. Przecież nikt
nie lubi być do niczego zmuszany. Niestety w naszej tradycji
pokutuje też wymuszanie pod osłoną ślubowań religijnych:
"przecież ślubowałaś"... tyle, że on w tym momencie
zapomina, że ślubowanie dotyczy obu stron.
To nie kobiety, czyhające na "biednych
facetów" innych kobiet są winne... To partnerzy ponoszą za to
odpowiedzialność. Na początku w związku jest super, oboje
partnerzy sa gotowi "nieba przychylić"... Co, więc, się
stało, ze to "niebo" zaczyna oddalać się tak bardzo, ze
oprócz pretensji i nienawiści nie ma już nic? Przecież na
początku nikt nie był ani ofiarą, ani katem (często
emocjonalnym).
Nikt tak naprawdę nie nauczył nas
budowania zdrowych relacji - tego w szkołach nie uczą. Uczy
natomiast kościół, który ma nikłe pojecie na temat ról i w
związku z nimi zaspokajania potrzeb (choć może w kwestii potrzeb
się mylę). To czego nauczyliśmy się to poddańczej roli kobiety
wobec mężczyzny, która w jakiś sposób musiała sobie poradzić
ze swoimi potrzebami i emocjami, co nie jest żadnym
usprawiedliwieniem.
Znam kilka udanych związków, w
których partner nieustannie adoruje swoją kobietę, pokazując jej,
że jest najlepszą "kobietą", a ona odwzajemnia to
"rozpromienieniem". Trwają w tym "tańcu" po
dwadzieścia lat, ale ich taniec nie ustaje, bo oboje go "ROBIĄ"...
Tam nie ma mowy o jakiejkolwiek zdradzie, bo oboje zainteresowani są
sobą, odnosząc się do siebie z szacunkiem (szanują też potrzeby,
także taką, że "właśnie nie mam na to ochoty")...
Oczywiście obrazek poniżej ma być małą prowokacją do wywołania dyskusji...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz