poniedziałek, 2 lutego 2015

Granice...

Czasami zastanawiam się nad odpowiedzialnością w internecie? Gdzie kończy się odpowiedzialność za swoje słowa i działania, a gdzie zaczyna się jej kompletny brak w tej przestrzeni? Co dzieje sie z ludźmi, którzy w rzeczywistości realnej są wiarygodni , a w internecie zmieniają się w osoby, o których żartobliwie (a raczej sarkastycznie) mówię: "robiące laczka z gęby".


Od kilku lat jestem użytkownikiem facebook'a, a przedtem "Naszej klasy". To portale o dużych możliwościach komunikacyjnych, co przy posiadaniu własnej firmy może służyć do pozyskiwania nowych klientów lub łatwiejszego komunikowania się z już posiadanymi. Łatwo tu nawiązać nowe znajomości lecz na ile one są prawdziwe i wartościowe pokazują różne "Wydarzenia". "Wydarzenia" mają na celu poinformowanie ludzi, nie tylko z kręgu znajomych o ciekawych działaniach, wychodzących na przeciw potrzebom różnych grup ludzi. I mogłoby to być wspaniałe narzędziem, gdyby...,no właśnie!...gdyby nie "luźny" stosunek ludzi, którzy z "łatwością i lekkością" zaznaczają opcję "Dołącz". Niestety, z tego wyboru przeważnie nic nie wynika, co dla organizatora wydarzenia ma często ogromne znaczenie. Jeśli wydarzenie dotyczy kursów, czy warsztatów np. rozwoju, to trzeba przygotować materiały, stanowiska i nierzadko sprzęt. To zaś wymaga dodatkowych kosztów. Bywają wydarzenia, mające na celu organizowanie pomocy dla potrzebujących, co ma na celu zebranie, jak największej sumy pieniędzy...

Zazwyczaj na kilkaset zaproszeń "dołącza" raptem kilka osób, z których i tak większość zignoruje swoje wcześniejsze deklaracje. Osobiście znam kilka osób, które notorycznie klikają w opcję"dołącz", po czym zapadają na głęboką amnezję, albo przemilczają, aby nikt broń boże się nie przypomniał i zażądał wpłaty zaliczki. Najczęściej wtedy pada wytłumaczenie: "dostaje gości" (dosłownie "dostaję" - bardzo po polsku, prawda?); pomyliłam/em terminy lub myślałem o innym terminie"; "popieram tylko takie wydarzenia"(ma przekonanie, ze w ten sposób pomaga - czyżby "misjonarz?). Zdarzają się też takie osoby, które taką deklarację potwierdzają mailowo lub telefonicznie, po czym wpadają w błogą beztroskę, narażając organizatora i osoby prowadzące na niepotrzebne koszty. 

Natychmiast pojawia mi się refleksja, że odpowiedzialność nierozerwalnie wiąże się z szacunkiem do drugiego człowieka. Do jego czasu włożonego w przygotowania, dla jego wysiłku, pieniędzy, itd... Największą jednak ignorancją wykazują się...i tu uwaga...najbliżsi znajomi, żeby nie powiedzieć przyjaciele!!! Tu ignorancja z ich strony sięga często szczytu. Zadziwiające prawda?, bo gdy oni potrzebują, to wiedzą, gdzie znaleźć... Podobnie jest z polecaniem usług, czy produktów - nie licz na przyjaciół - ci najszybciej przemilczą!

Co się z nami stało? Co dzieje się z ludźmi w realu słownymi? Jaką wartość ma dzisiaj dane komuś słowo? Czym dla tych ludzi jest obietnica, honor, itd...?
Pytania zostawiam otwarte, mając nadzieję, że ten wpis przeczytają osoby, które z taką beztroską traktują wysiłki innych. Tak to już jest, że Wszechświat wysyła to, co ty ofiarowujesz innym: ignorujesz? - będziesz zignorowany; rzucasz słowa na wiatr?- stracisz zaufanie innych; zapominasz?- inni o tobie zapomną. 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz